Stoję pośród innych dziewcząt ściskając w dłoni kubek wypełniony parującym jeszcze barszczem. Zbliżają się święta, a to ostatnia możliwość, żeby się zobaczyć zanim Ania wyjedzie w Bieszczady, a Weronika rzuci wszystko i wybierze słoneczną Majorkę. Nigdy nie czułam się tak bardzo otępiała, choć przecież powinnam się wzruszać, że spotkamy się dopiero w następnym roku. Jednak tak nie jest. Nie umiem chyba patrzeć na ciebie bez tego ukłucia żalu, że wszystko zepsuliśmy, bo o tym wiesz prawda? Minęło dużo czasu, wyciekło wiele informacji, nastąpiły zmiany, których nie chcę cofać, ale ty jesteś jedyną rzeczą, która pokazuje jaka byłam. Nasze rozmowy kończą się wcześniej, spojrzenia są rzadsze. Zapomniam? Próbuję zrobić to, co ty. Zdystansować się.
Wszystkie oczy zwrócone są na was, bo przecież dzieje się właśnie coś niesamowitego. A ja próbuję zagłuszyć bicie serca, zignorować ściśnięte organy zbyt głośnym śmiechem. Nikt nie wie, co się dzieje. Nikt nie wie, co w tej chwili czuję, bo chyba ja sama nie wiem. Mówię przecież moim przyjaciołom, że mi już dawno przeszło, że dobrze jest jak jest, ale po chwili usycham w samotności. Oglądam się za każdym mężczyzną, od którego czuję twoje perfumy. Uzależniłam się i nawet odwyk mi nie pomaga. Zaciskam dłonie na kawałku opłatka słysząc "On ją zaraz pocałuje". Doskonale wiem, że o tym marzysz, jednak ona stawia granicę - dla niej zawsze będziesz tylko przyjacielem. A ja zawsze będę się łudzić, że to tylko iluzja. Moje serce złamało by się na pół gdybyś ją trzymał w ramionach, gdybyś ją całował. Oboje wiemy, że to co teraz między nami jest nie prowadzi do niczego innego, Gdy rano wkładałeś do jej dłoni małe zawiniątko wiedziałam, co się dzieje. Nie dopuszczałam tego do siebie, bo przecież rok wcześniej dałeś mi dokładnie to samo. Nie wiem czy zrobiłeś to specjalnie czy może przez nieuwagę, ale ja widziałam i pamiętam.
Chwytam ostatni kawałek opłatka z ozdobnego kalerzyka i odchodzę, w końcu zostałeś mi tylko ty. Mijaliśmy się między ludźmi, ale żadne z nas nie miało odwagi podejść. Wiem, że ty również życzyłeś "Wesołych Świąt" już wszystkim innym. Nie mam prawa cię oceniać, ale czy te ostatnie życzenia nie powinny być zarezerwowane dla niej? Wtedy mógłbyś jej pokazać, że się gubisz, a tylko ona może cię z powrotem wprowadzić na dobrą drogę. Uśmiechasz się widząc moje zdenerwowanie, chyba nie tylko mi udziela się świąteczny nastrój. Wyciągam dłoń w twoim kierunku po raz ostatni.
- Wesołych Świąt - wzdychasz wpatrując się we mnie uważnie. - Aby twoje noworoczne postanowienia się spełniły, nasze skompliwowane relacje stały się mniej skomplikowane, bo niektórzy cierpią. - urywasz kawałek uśmiechając się.
- Dzięki - mówię wzruszając ramionami, zaczynam panikować. - Odwagi i szczęścia z nią. - wiem, że tylko mi o tym powiedziałeś. Nigdy nie umiałeś nic przede mną ukryć. Złamałeś mi tym serce, ale cieszę się, że na tyle mi ufasz.
- Może być. - zakłopotany, cały czerowny uśmiechasz się w ten charakterystyczny sposób, a ja umieram po raz kolejny.
I choć przyjęcie wigilijne trwa, a potem zdzieramy gardła śpiewając kolędy nie patrzę na ciebie, bo nie mogę tego zrobić. Moim postanownieniem noworocznym będzie pójście na odwyk. Muszę to skończyc zanim spalę się, ciebie i wszstkim wokół. Nie chcę wojny, ponieważ rannych i tak jest wielu.
czwartek, 22 grudnia 2016
piątek, 16 grudnia 2016
***
Popijam sok przez kolorową słomkę słuchając wesołej rozmowy moich przyjaciółek. Znowu to zrobiłam. Przecież nigdy nie lubiłam takich spotkań, bo przecież trzeba utrzymywać relacje, bo trzeba wymienić się informacjami. Cała ta otoczka, bo po prostu zobaczyć kto się zmienił, a kto pozostał taki sam. Nie sądziłam, że jednak tym razem zgodzę się na to całe przedstawienie organizowane kilka razy w miesiącu przez drogą mi blondynkę. Odstąpiłam od reguły, choć zostało mi kilka sezonów serialu. Miałam zakopać się w kocu, wyłączyć telefon i zwyczajnie odpocząć. Ale, gdy powiedziała, że będziesz prawie wypuściła telefon z dłonii. Chciałam cię zobaczyć, usłyszeć.
Zniknęliście na parkiecie kilka piosenek temu, a ja dalej łudzę się, że wszystko jest snem. Bo może za dużo mi się wydaje?
Jesteś szczęśliwy? Minęło trochę czasu, a ty siedzisz z nią. Obejmujesz ją ramieniem. To przywilej czy męczący obowiązek? Koniec nastąpił, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Znam cię lepiej niż siebie samą, a ty próbujesz zamaskować, że coś jest nie tak.
Wstaję, ponownie uciekam od odpowiedzialności, uczuć i myśli. Po raz kolejny się przeliczyłam, bo z ciebie nie potrafię się wyleczyć. Przepraszam.
Wychodzę z budynku i widzę jak odpalasz papierosa siedząc na murku. Przecież nigdy nie paliłeś, byłeś taki porządny.
- Popielnica szeptała bajkę o raku płuc. - mówię zaczepnie korzystając niedaleko. Zawsze mi to powtrzałeś, a teraz role się odwróciły. Śmiejesz się pod nosem wydychając kłęby białego dymu.
- Kolejna rzecz, której nie zamienię na inną. - odpowiadasz zapraszając mnie gestem, aby usiała obok ciebie. Niepewnie opieram się biodrami o murek wyjmując z kieszenii kurtki zapalniczkę i świeżo kupioną paczkę czekoladowych papierosów. Odpalam w ciszy zaciągając się mocno. Tego potrzebowałam.
- Czasem cię nie rozumiem. - przerywam ciszę, gdy po raz kolejny przyłapuje cię na patrzeniu w moją stronę. - Jesteś strasznie skomplikowany.
Widzę jak uśmiechasz się pod nosem wyrzucając niedopałek tej słodkiej używki. Zawsze byłym wzorem cnów, a teraz co? Czy nie tylko mnie życie pokopało po tyłku?
- To może trzeba przestać mnie o tym informować tylko spróbować?
Zamierzam czując jak każda komórka mojego ciała drży. Ta rozmowa nie miała tak przebiegać, nie tak. Nie jesteśmy przyjaciółmi, choć kiedyś byliśmy. Nie powinno nas łączyć nic oprócz przypadkowych spojrzeń.
- Nasza rozmowa znowu wchodzi na tor, na który nie powinna. Nie po tym wszystkim.
Stajesz na przeciw mnie, a twój oddech muska moje i tak zaróżowione policzki. Wstrzymuje oddech, aby nie zaciągnąć się znowu twoimi perfumami. Ale przecież i tak znam ich zapach na pamięć, zawsze je rozpoznam.
- Bez ryzyka nie ma zabawy. - stwierdzasz zakładając mi za ucho kosmyk włosów. - Balansujemy na linii, ale jej nie przekraczamy, nie martw się.
- Przepraszam, nie mogę. - i tak znowu uciekam. To przecież takie moje.
Zniknęliście na parkiecie kilka piosenek temu, a ja dalej łudzę się, że wszystko jest snem. Bo może za dużo mi się wydaje?
Jesteś szczęśliwy? Minęło trochę czasu, a ty siedzisz z nią. Obejmujesz ją ramieniem. To przywilej czy męczący obowiązek? Koniec nastąpił, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Znam cię lepiej niż siebie samą, a ty próbujesz zamaskować, że coś jest nie tak.
Wstaję, ponownie uciekam od odpowiedzialności, uczuć i myśli. Po raz kolejny się przeliczyłam, bo z ciebie nie potrafię się wyleczyć. Przepraszam.
Wychodzę z budynku i widzę jak odpalasz papierosa siedząc na murku. Przecież nigdy nie paliłeś, byłeś taki porządny.
- Popielnica szeptała bajkę o raku płuc. - mówię zaczepnie korzystając niedaleko. Zawsze mi to powtrzałeś, a teraz role się odwróciły. Śmiejesz się pod nosem wydychając kłęby białego dymu.
- Kolejna rzecz, której nie zamienię na inną. - odpowiadasz zapraszając mnie gestem, aby usiała obok ciebie. Niepewnie opieram się biodrami o murek wyjmując z kieszenii kurtki zapalniczkę i świeżo kupioną paczkę czekoladowych papierosów. Odpalam w ciszy zaciągając się mocno. Tego potrzebowałam.
- Czasem cię nie rozumiem. - przerywam ciszę, gdy po raz kolejny przyłapuje cię na patrzeniu w moją stronę. - Jesteś strasznie skomplikowany.
Widzę jak uśmiechasz się pod nosem wyrzucając niedopałek tej słodkiej używki. Zawsze byłym wzorem cnów, a teraz co? Czy nie tylko mnie życie pokopało po tyłku?
- To może trzeba przestać mnie o tym informować tylko spróbować?
Zamierzam czując jak każda komórka mojego ciała drży. Ta rozmowa nie miała tak przebiegać, nie tak. Nie jesteśmy przyjaciółmi, choć kiedyś byliśmy. Nie powinno nas łączyć nic oprócz przypadkowych spojrzeń.
- Nasza rozmowa znowu wchodzi na tor, na który nie powinna. Nie po tym wszystkim.
Stajesz na przeciw mnie, a twój oddech muska moje i tak zaróżowione policzki. Wstrzymuje oddech, aby nie zaciągnąć się znowu twoimi perfumami. Ale przecież i tak znam ich zapach na pamięć, zawsze je rozpoznam.
- Bez ryzyka nie ma zabawy. - stwierdzasz zakładając mi za ucho kosmyk włosów. - Balansujemy na linii, ale jej nie przekraczamy, nie martw się.
- Przepraszam, nie mogę. - i tak znowu uciekam. To przecież takie moje.
czwartek, 8 grudnia 2016
***
Obowiązuje się mocniej kolorowym szalikiem, prawie pozbawiając się dopływu tlenu. Nie zwracam uwagi na zabytkowe kamienice, które są jednym z powodów, dla których turyści wybierają to miasto. Kiedyś byłam taka sama, i też jak oni łaknęłam piękna starego budownictwa, i tak jak oni chciałam poczuć coś więcej. Jednak są pewne sprawy, które zaburzają znajomy światopogląd, rujnują plany. Ale czy nie poczułam tak jak chciałam? Czy nie całowałam spierzchniętych warg na autobusowym przystanku? Strach przed tym, że to nigdy nie wróci spycha to wszystko w czeluście mojego umysłu. Tak dużo słów wypowiedzianych w gniewie, kłótnie prowokowane zazdrością, zbyt krótkie rozmowy. Teraz wspomnienia wylewają się z formy krążąc w krwiobiegu i przyprawiają o zawroty głowy.
Uchylam drzwi do mieszkania, w którym nie powinnam być. Ale chcę sprawdzić, chcę potwierdzić pewność, że coś się zmieniło, że przestało mi tak cholernie zależeć. Zrzucam puchową kurtkę i wsłuchuję się w gotującą się wodę w błękitnym czajniku. Podskakuje na płycie wybijając rytm podobny do uderzeń mojego karmionego nadzieją serca. Nie słyszę, choć słucham, jednak, gdy wybuchasz jeszcze bardziej się gubię w prostych słowach.
- Nie wiedziałam, że twoja była ma chłopaka - dziewczyna stara się cię wyszydzić, jednak ty bez mojego potwierdzenia jej nie uwierzysz, bo przecież zawsze wiedziałeś, kiedy kłamię. - Jak się z tym czujesz?
- Skąd to niby wiesz? - pytasz jakby było to najzwyklejsze pytanie na najzwyklejszy temat. Pytasz w sposób w jaki pyta się o pogodę współpracowników, numer w kolejce do lekarza czy o cenę kolejnego gadżeta Star Warsów w empiku. - Zresztą to już półtora roku.
I spoglądasz w moją stronę, choć nie sądziłam, że wiedziałeś o mojej obecności. Nie rozumiem tego, co kryje się w twoich oczach. Podważasz prawdziwość zdarzeń? Żałujesz owego faktu? Zgadzasz się z moją decyzją? Zamykam oczy i wybieram. Nie chcę widzieć twojej miny, gdy pokaże ci dowód na prawdziwość tej sytuacji.
Dreszcze przechodzą przez moje ciało częściowo z zimna, częściowo ze smutku. Wszystko się plącze, a przedstawienie musi trwać. Ale przecież nigdy nie byłam dobrą aktorką. Za to kłamcą doskonałym. Kochanie, to 10 miesięcy, a nie półtora roku.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)