piątek, 3 lutego 2017









on:rzuć monetą. orzeł jestem twój. reszka jesteś moja.
ona:wybacz, skarbie, ale mam tylko banknoty.

piątek, 13 stycznia 2017

***

Nie chciałam, nie planowałam, że tutaj jeszcze coś się pojawi. Nie chciałam tego robić, ponieważ przyrzekłam sobie, że pójdę na odwyk, od ciebie, od nas, od problemów. Byliśmy problemem, a teraz czym jesteśmy? Nie patrzę na ciebie łapiąc twój wzrok w każdej możliwej chwili. Milczę, gryzę się w język poznając metaliczny smak krwi, nie chcę kończyć rozpoczętego przez ciebie zdania. Nie kontroluję tego chaosu, który wywołałam. Bo to moja wina, to ja chciałam kontaktu. Jednak ty się nie wzbraniałeś, nie ucinałeś rozmowy, gdy schodziły na drażliwy dla nas temat. Ale czy mogę powiedzieć "nas"? Nas już nie ma, prawie od roku, kolejny wieczór piszę ze znajomymi unikając twoich wiadomości. Nie chcę, nie potrafię. Rozklejam się, choć przecież zawsze się uśmiecham. Sklejam części, na które się rozpadam coraz to mocniejszą taśmą, już nawet alkohol brzydzi się patrząc na mnie.

Piątki są dobre. Piątki są szczęśliwe, ponieważ tylko wtedy jest normalnie. Nie wiem czy to fatum a może jakaś inscenizacja, ale mimo czterech dni ignorancji, ten piąty dzień tygodnia jest inny. Znowu się uśmiechasz, znowu szukasz mnie wzrokiem, pytasz co u mnie, odpowiadasz na moje pytania. Ale czy ja chcę? Czy ja mogę? Znowu zaczyna wszystko gmatwać się jak kiedyś i ja patrząc w okno, odwracając głowę od buczącej żarówki wiem, że chciałabym wrócić, chciałabym znowu spróbować. Z tym wszystkim, z nami.

czwartek, 22 grudnia 2016

***

Stoję pośród innych dziewcząt ściskając w dłoni kubek wypełniony parującym jeszcze barszczem. Zbliżają się święta, a to ostatnia możliwość, żeby się zobaczyć zanim Ania wyjedzie w Bieszczady, a Weronika rzuci wszystko i wybierze słoneczną Majorkę. Nigdy nie czułam się tak bardzo otępiała, choć przecież powinnam się wzruszać, że spotkamy się dopiero w następnym roku. Jednak tak nie jest. Nie umiem chyba patrzeć na ciebie bez tego ukłucia żalu, że wszystko zepsuliśmy, bo o tym wiesz prawda? Minęło dużo czasu, wyciekło wiele informacji, nastąpiły zmiany, których nie chcę cofać, ale ty jesteś jedyną rzeczą, która pokazuje jaka byłam. Nasze rozmowy kończą się wcześniej, spojrzenia są rzadsze. Zapomniam? Próbuję zrobić to, co ty. Zdystansować się.

Wszystkie oczy zwrócone są na was, bo przecież dzieje się właśnie coś niesamowitego. A ja próbuję zagłuszyć bicie serca, zignorować ściśnięte organy zbyt głośnym śmiechem. Nikt nie wie, co się dzieje. Nikt nie wie, co w tej chwili czuję, bo chyba ja sama nie wiem. Mówię przecież moim przyjaciołom, że mi już dawno przeszło, że dobrze jest jak jest, ale po chwili usycham w samotności. Oglądam się za każdym mężczyzną, od którego czuję twoje perfumy. Uzależniłam się i nawet odwyk mi nie pomaga. Zaciskam dłonie na kawałku opłatka słysząc "On ją zaraz pocałuje". Doskonale wiem, że o tym marzysz, jednak ona stawia granicę -  dla niej zawsze będziesz tylko przyjacielem. A ja zawsze będę się łudzić, że to tylko iluzja. Moje serce złamało by się na pół gdybyś ją trzymał w ramionach, gdybyś ją całował. Oboje wiemy, że to co teraz między nami jest nie prowadzi do niczego innego, Gdy rano wkładałeś do jej dłoni małe zawiniątko wiedziałam, co się dzieje. Nie dopuszczałam tego do siebie, bo przecież rok wcześniej dałeś mi dokładnie to samo. Nie wiem czy zrobiłeś to specjalnie czy może przez nieuwagę, ale ja widziałam i pamiętam.

Chwytam ostatni kawałek opłatka z ozdobnego kalerzyka i odchodzę, w końcu zostałeś mi tylko ty. Mijaliśmy się między ludźmi, ale żadne z nas nie miało odwagi podejść. Wiem, że ty również życzyłeś "Wesołych Świąt" już wszystkim innym. Nie mam prawa cię oceniać, ale czy te ostatnie życzenia nie powinny być zarezerwowane dla niej? Wtedy mógłbyś jej pokazać, że się gubisz, a tylko ona może cię z powrotem wprowadzić na dobrą drogę. Uśmiechasz się widząc moje zdenerwowanie,  chyba nie tylko mi udziela się świąteczny nastrój. Wyciągam dłoń w twoim kierunku po raz ostatni.

- Wesołych Świąt - wzdychasz wpatrując się we mnie uważnie.  - Aby twoje noworoczne postanowienia się spełniły, nasze skompliwowane relacje stały się mniej skomplikowane, bo niektórzy cierpią. - urywasz kawałek uśmiechając się.
- Dzięki - mówię wzruszając ramionami, zaczynam panikować. - Odwagi i szczęścia z nią. - wiem, że tylko mi o tym powiedziałeś. Nigdy nie umiałeś nic przede mną ukryć. Złamałeś mi  tym serce, ale cieszę się, że na tyle mi ufasz.
- Może być. - zakłopotany, cały czerowny uśmiechasz się w ten charakterystyczny sposób, a ja umieram po raz kolejny.

I choć przyjęcie wigilijne trwa, a potem zdzieramy gardła śpiewając kolędy nie patrzę na ciebie, bo nie mogę tego zrobić. Moim postanownieniem noworocznym będzie pójście na odwyk. Muszę to skończyc zanim spalę się, ciebie i wszstkim wokół. Nie chcę wojny, ponieważ rannych i tak jest wielu.

piątek, 16 grudnia 2016

***

Popijam sok przez kolorową słomkę słuchając wesołej rozmowy moich przyjaciółek. Znowu to zrobiłam. Przecież nigdy nie lubiłam takich spotkań, bo przecież trzeba utrzymywać relacje, bo trzeba wymienić się informacjami. Cała ta otoczka, bo po prostu zobaczyć kto się zmienił, a kto pozostał taki sam. Nie sądziłam, że jednak tym razem zgodzę się na to całe przedstawienie organizowane kilka razy w miesiącu przez drogą mi blondynkę. Odstąpiłam od reguły, choć zostało mi kilka sezonów serialu. Miałam zakopać się w kocu, wyłączyć telefon i zwyczajnie odpocząć. Ale, gdy powiedziała, że będziesz prawie wypuściła telefon z dłonii. Chciałam cię zobaczyć, usłyszeć.

Zniknęliście na parkiecie kilka piosenek temu, a ja dalej łudzę się, że wszystko jest snem. Bo może za dużo mi się wydaje?

Jesteś szczęśliwy? Minęło trochę czasu, a ty siedzisz z nią. Obejmujesz ją ramieniem. To przywilej czy męczący obowiązek? Koniec nastąpił, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Znam cię lepiej niż siebie samą, a ty próbujesz zamaskować, że coś jest nie tak.

Wstaję, ponownie uciekam od odpowiedzialności, uczuć i myśli. Po raz kolejny się przeliczyłam, bo z ciebie nie potrafię się wyleczyć. Przepraszam.

Wychodzę z budynku i widzę jak odpalasz papierosa siedząc na murku. Przecież nigdy nie paliłeś, byłeś taki porządny.
- Popielnica szeptała bajkę o raku płuc. - mówię zaczepnie korzystając niedaleko. Zawsze mi to powtrzałeś, a teraz role się odwróciły. Śmiejesz się pod nosem wydychając kłęby białego dymu.
- Kolejna rzecz, której nie zamienię na inną. - odpowiadasz zapraszając mnie gestem, aby usiała obok ciebie. Niepewnie opieram się biodrami o murek wyjmując z kieszenii kurtki zapalniczkę i świeżo kupioną paczkę czekoladowych papierosów. Odpalam w ciszy zaciągając się mocno. Tego potrzebowałam.
- Czasem cię nie rozumiem. - przerywam ciszę, gdy po raz kolejny przyłapuje cię na patrzeniu w moją stronę. - Jesteś strasznie skomplikowany.
Widzę jak uśmiechasz się pod nosem wyrzucając niedopałek tej słodkiej używki. Zawsze byłym wzorem cnów, a teraz co? Czy nie tylko mnie życie pokopało po tyłku?
- To może trzeba przestać mnie o tym informować tylko spróbować?
Zamierzam czując jak każda komórka mojego ciała drży. Ta rozmowa nie miała tak przebiegać, nie tak. Nie jesteśmy przyjaciółmi, choć kiedyś byliśmy. Nie powinno nas łączyć nic oprócz przypadkowych spojrzeń.
- Nasza rozmowa znowu wchodzi na tor, na który nie powinna. Nie po tym wszystkim.
Stajesz na przeciw mnie, a twój oddech muska moje i tak zaróżowione policzki. Wstrzymuje oddech, aby nie zaciągnąć się znowu twoimi perfumami. Ale przecież i tak znam ich zapach na pamięć, zawsze je rozpoznam.
- Bez ryzyka nie ma zabawy. - stwierdzasz zakładając mi za ucho kosmyk włosów. - Balansujemy na linii, ale jej nie przekraczamy, nie martw się.
- Przepraszam, nie mogę. - i tak znowu uciekam. To przecież takie moje.

czwartek, 8 grudnia 2016

***

Obowiązuje się mocniej kolorowym szalikiem, prawie pozbawiając się dopływu tlenu. Nie zwracam uwagi na zabytkowe kamienice, które są jednym z powodów, dla których turyści wybierają to miasto. Kiedyś byłam taka sama, i też jak oni łaknęłam piękna starego budownictwa, i tak jak oni chciałam poczuć coś więcej. Jednak są pewne sprawy, które zaburzają znajomy światopogląd, rujnują plany. Ale czy nie poczułam tak jak chciałam? Czy nie całowałam spierzchniętych warg na autobusowym przystanku? Strach przed tym, że to nigdy nie wróci spycha to wszystko w czeluście mojego umysłu. Tak dużo słów wypowiedzianych w gniewie, kłótnie prowokowane zazdrością, zbyt krótkie rozmowy. Teraz wspomnienia wylewają się z formy krążąc w krwiobiegu i przyprawiają o zawroty głowy.

Uchylam drzwi do mieszkania, w którym nie powinnam być. Ale chcę sprawdzić, chcę potwierdzić pewność, że coś się zmieniło, że przestało mi tak cholernie zależeć. Zrzucam puchową kurtkę i wsłuchuję się w gotującą się wodę w błękitnym czajniku. Podskakuje na płycie wybijając rytm podobny do uderzeń mojego karmionego nadzieją serca. Nie słyszę, choć słucham, jednak, gdy wybuchasz jeszcze bardziej się gubię w prostych słowach.

- Nie wiedziałam, że twoja była ma chłopaka - dziewczyna stara się cię wyszydzić, jednak ty bez mojego potwierdzenia jej nie uwierzysz, bo przecież zawsze wiedziałeś, kiedy kłamię. - Jak się z tym czujesz?

- Skąd to niby wiesz? - pytasz jakby było to najzwyklejsze pytanie na najzwyklejszy temat. Pytasz w sposób w jaki pyta się o pogodę współpracowników, numer w kolejce do lekarza czy o cenę kolejnego gadżeta Star Warsów w empiku. - Zresztą to już półtora roku.

I spoglądasz w moją stronę, choć nie sądziłam, że wiedziałeś o mojej obecności. Nie rozumiem tego, co kryje się w twoich oczach. Podważasz prawdziwość zdarzeń? Żałujesz owego faktu? Zgadzasz się z moją decyzją? Zamykam oczy i wybieram. Nie chcę widzieć twojej miny, gdy pokaże ci dowód na prawdziwość tej sytuacji. 

Dreszcze przechodzą przez moje ciało częściowo z zimna, częściowo ze smutku. Wszystko się plącze, a przedstawienie musi trwać. Ale przecież nigdy nie byłam dobrą aktorką. Za to kłamcą doskonałym. Kochanie, to 10 miesięcy, a nie półtora roku.

poniedziałek, 28 listopada 2016

***


Zerkam na moich rozbawionych przyjaciół jeszcze mocniej obejmując drżącymi dłońmi kubek z miętową herbatą. Wrzątek parzy moją skórę, wypalając niewidoczne rany, pewnie bardzo podobne do tych na mojej duszy. Przeczesuję palcami włosy wprawiając je w jeszcze większy nieład, podobny do tego jaki mam w głowie. Myśli obijają się o siebie łącząc się, mieszając, aż staną się niewiele wartą zbitką wyrazów. 

Krótki dzwonek do drzwi i znowu pojawiasz się ty. Po raz kolejny rozglądasz się po pokoju swoimi czekoladowymi tęczówkami, a gdy dostrzegasz mnie szybko odwracasz wzrok. Posyłasz w moją stronę jeszcze jeden nerwowy, jakby wymuszony uśmiech i siadasz pośród tych wszystkich ludzi nieświadomych, co się dzieje na ich oczach. 

Przenoszę wzrok na stół obserwując czerwone wino kołyszące się zachęcająco w kieliszkach. Opieram głowę o zimną szybę, zamykam oczy.

Mogłabym dla ciebie zwariować, gdybyś tylko dał mi taką możliwość. Mimo wszystko dalej czuję się wykorzystana twoim zbyt przyjacielskim spojrzeniem. W głowie mam tysiące pytań, a gdy myślę, że znalazłam już schemat, aby to wszystko zrozumieć robisz coś,co zupełnie nie pasuje do wcześniejszych gestów. 

Nie silę się na wytłumaczenia, gesty świadczące o przemyślanych zamiarach. Odkładam kubek wylewając kilka kropli, które momentalnie wsiąkają w jasny obrus. Podobnie jak wtedy, gdy zanikały w poduszce, wymieszane z tuszem. 

Wstaję z miejsca i wychodzę z pomieszczenia. Zarzucam na ramiona ciepły płaszcz i wychodzę z tego życia. Chcę zacząć od nowa, z czystą kartą, jednak coś dalej mnie więzi, trzyma na powierzchni, choć tak uparcie próbuję się zanurzyć. 

- Co chcesz osiągnąć? - twoja dłoń znów ściska moją, jednak okoliczności nie są takie jak wtedy.

- Chcę by ludzie zapomnieli o mnie.

Wyrywam się niczym zwierzę uwięzione we sidłach. Łapię powietrze krótkimi oddechami, chaotycznie próbuję egzystować zbiegając w dól. Próbuję cię zgubić, nie słyszeć już nigdy twoich kroków, nie czuć perfum, którymi i tak przysiąknęły moje swetry.

- Ciebie nie da się zapomnieć.

Ale ja nie wracam, choć tak rozpaczliwie tego pragnę.




sobota, 19 listopada 2016

***


Rytmicznie uderzam za długimi paznokciami o brzeg wysokiej szklanki. Znaczenie tego miejsca, tak symboliczne, że wolę je pominąć siada mi na ramionach otulając siateczką złudzeń, zalewając litrami wspomnień, opowiadając bajki. Nie rozglądam się, ponieważ również nie chcę aby mnie zauważono. Połykam słoną łzę spływającą po zarumienionym policzku. Przechylam pozostały w naczyniu płyn prosto do gardła.

Znowu zakpiłam sama z siebie licząc, że te kilka gestów z twojej strony zaprowadzą mnie znów na szczyt. Łaknęłam każdy, nawet ledwie dostrzegalny uśmiech, który słałeś w moją stronę. Po raz kolejny karmiłam się złudzeniem, że może być lepiej, łatwiej, prościej. Nie umiałam oderwać od ciebie wzroku, nie umiałam ukryć uśmiechu, gdy wraz z tłumem znajomych śpiewałeś: "Emigrowałem z ramion twych nad ranem." Tak bardzo chciałam się obudzić, że straciłam z oczu rzeczywistość. Żyłam wyobrażeniem nie dostrzegając absurdu sytuacji, w której się znaleźliśmy. Wszyscy widzieli jak jest, ale nikt nie zdawał sobie sprawy ile było w tym niedomówień. Starałam się wyglądać normalnie, tak jak wtedy, gdy ciebie jeszcze nie było moim życiu. Chłonęłam rady bardziej doświadczonych chowając w sobie całą resztę pytań, na które nie chciałam mieć odpowiedzi. Mijały miesiące, a my? Żyliśmy obok siebie, bo przecież nie mogłam nagle zniknąć. I to końcu wróciło, po wielogodzinnych rozmowach o błahych sprawach, po niewiele znaczącym dotyku. 
Zamglonym od łez i alkoholu spojrzeniem taksowałam wnętrze baru, które pamiętało tylko te dobre chwile. Nie chciałam dawać sobie zielonego światła, ponieważ potrzebna mi była chwila odpoczynku. Nie chciałam cię widzieć, a jednocześnie pragnęłam konktaku z tobą. Może zbyt przejęłam się tym, gdy twoja dłoń po raz kolejny wylądowała na moim kolanie, może ten uśmiech nie był dla mnie tylko dla kogoś siedzącego dalej? Może to wszystko wyglądało inaczej niż sądziłam. Może naprawdę się pomyliłam.

- Dlaczego wyszłaś? - ciepły temb po raz kolejny wpasowuje się w świat wykreowany na potrzeby moich nocnych rozmyślań. 

Wpatruję się martwo w pustą szklankę byleby nie zrobić kroku ku przepaści. Byleby nie spojrzeć ponownie w twoje oczy, byleby nie zakochać się w tobie po raz kolejny. Każda komórka mojego ciała drży pod wpływem twojego wzroku i wreszcie, nie mogąc dłużej znieść palącego spojrzenia, odwracam głowę.

- Chciałam pobyć sama. - wypowiadam wydychając powietrze. Siadasz tuż obok, jednak nie dotykasz mnie. Nie dotykasz mnie, choć każda moja cząsteczka o to błaga. Usta wyginają się w niepewnym uśmiechu i na pewno wiem, że to nie będzie łatwa rozmowa. 

- Pozwól mi być. - szept krojący powietrze między nami, które zatrzymało się w oczekiwaniu. Nie kalkuluję, ponieważ robiłam to zbyt długo. Nie mam już co stracić, jednak wiem, że to wszystko nie jest snem. Wskazówka zegara porusza się coraz wolniej, a ja nie potrafię jak ona iść do przodu. 

Wyciągam z torby, która wcześniej upadła na ziemię kawałek papieru i pstrykając długopisem zapisuję kilka liter. Nie chcę kończyć, ale nie mam siły trwać. 
Podnoszę się z miejsca rzucając na drewniany blat kilka monet. Przesuwam kartę w twoją stronę, zakładam płaszcz i wychodzę.

Pozostajesz ty, kołyszące się za mną drzwi, zapach moich perfum w powietrzu i kartka z napisem "Nie".